Opowiem Wam teraz historię, która przydarzyła mi się miesiąc temu i której bezpośrednią konsekwencją jest fakt, że zaczęłam być "lalkoblogerką". Ale zanim to uczynię, na moment przeniosę się do czasów mojego dzieciństwa...
Urodziłam się na początku lat osiemdziesiątych XX wieku. Mimo niesprzyjającej sytuacji politycznej i rozmaitych niepokojów panujących w tamtym okresie rodzice zapewnili mi bardzo szczęśliwe dziecięce życie. Jak na szkraba z przeciętnej polskiej rodziny, miałam dość sporo zabawek - lalek, misiów, samochodów (bardzo lubiłam!), gier, książeczek, plastikowych literek i tych wszystkich gadżetów peerelu, które można oglądać teraz na sentymentalnych blogach o Polsce Ludowej. Wszystkie swoje zabawki bardzo szanowałam i smuciło mnie, gdy koleżanki z podwórka targały swoje lale za włosy, a misie za uszy. Pamiętam, że widok zepsutej zabawki robił wtedy na mnie - małej dziewczynce - bardzo złe wrażenie... Potem nadeszły czasy podstawówki i pierwsza - w sumie jedyna oryginalna - lalka Barbie z Pewexu (dokładnie ta, którą pięknie opisano tu:
http://marsbarbie.blogspot.com/2012/02/barbie-my-first-princess-1989.html). W następnych latach dorobiłam się kilku innych szczupłych lalek, a nawet domku z windą i tarasem (i to już był zabawkowy luksus!). Moje dziecięce skłonności do zbieractwa i gromadzenia przedmiotów spowodowały, że zabawki zaczęły mi zalegać na półkach meblościanki z wysokim połyskiem. A ja już byłam nastolatką i zaczęłam odczuwać pewien rodzaj obciachu, gdy ktoś ze znajomych przychodził w odwiedziny. Podjęłam więc bardzo drastyczne kroki - spakowałam wszystkie (nawet te najbardziej ukochane!) swoje zabawki i oddałam je biednym dzieciom. Nie oszczędziłam nawet najukochańszych moich maskotek, czego oczywiście, z perspektywy minionego czasu, bardzo żałuję. Człowiek z wiekiem jednak robi się sentymentalny. Jedyna moja pociecha w pewnym zakurzonym strychu w domku na wsi. Strych ten stanowił swego czasu - dla moich kuzynek, koleżanek i dla mnie samej - wakacyjną skarbnicę starodawnych ciekawostek. I okazuje się, że cały czas ma w sobie tyle tajemnic. A teraz do rzeczy...
1 listopada odwiedziłam rodzinny dom mojej mamy (właśnie ten dom!), w którym to do
dziś mieszka moja babcia. Tak się składa, że stary wiejski domek
powoli zaczął się sypać i podjęto decyzję o renowacji dachu oraz -
co za tym idzie - powierzchni strychowej. Pracami zajął się
osobiście mój wujek - "złota rączka". Zaciekawiona
postępem prac remontowych zajrzałam na strych - moją ulubioną
graciarnię z dzieciństwa i wakacyjnych wyjazdów z miasta na wieś. Strych jak strych - składowisko najrozmaitszych sprzętów - od
przedwojennych aparatów fotograficznych i odbiorników radiowych,
przez radziecki telewizor, do starych zakurzonych zabawek. No
i oczywiście stara szafa, w której - z tego, co jak przez mgłę
pamiętałam - na jednej z półek leżała od zawsze zakurzona lala
mojej mamy. No i była tam nadal! Nikt już się nią nie bawił od lat,
bo gumki przy mocowaniu nóżek przetarły się dawno temu, a pewnie
żadnemu z dorosłych nie chciało się ich naciągnąć na nowo. Lala od dłuższego czasu
leżała na starej półce i się kurzyła. Owego pierwszego dnia
listopada mama i ja postanowiłyśmy ją wreszcie odkurzyć, razem z
maminymi wspomnieniami z dzieciństwa. Z opowieści wynika, że mama
dostała lalkę w dużym pudle z celofanowym okienkiem jako prezent
pod choinkę (przy okazji - niesamowite, ale we włosach znalazłam
dwie świerkowe igły - ciekawe, czy to jeszcze z lat
pięćdziesiątych!). To mógł być jakiś 1957 lub 1958 rok. Nie mam
pojęcia, jaki jest rok produkcji zabawki, ale czytając różne blogi lalkowe, zaczynam mieć podejrzenia, że lala
może być nawet trochę starsza niż druga połowa lat pięćdziesiątych
(ma sygnaturę ASK w trójkącie na szyi). Mama mówi, że lalka
otrzymała imię Jagoda i służyła, najzwyczajniej w świecie, do
zabawy. Była kąpana, czesana, przebierana, chodziła na spacery do
ogrodu, na łąkę, na pole. Siłą rzeczy musiała się trochę
sfatygować, a czas, w którym leżała samotnie, kurząc się na
strychu, także odcisnął piętno na jej urodzie. Ale!!! Nadszedł czas
jej drugiej świetności i drugiej młodości. Nie wiedząc jeszcze o
całym bogactwie blogowo-kolekcjonerskim w internecie, wykonałam
intuicyjnie pewne czynności renowacyjne. Dlatego też, niestety, nie mam żadnego zdjęcia lalki sprzed renowacji; nie sądziłam wtedy, że mogłoby ono stanowić teraz doskonałą dokumentację i dowód niesamowitej metamorfozy. Najpierw lalę porządnie
umyłam (przy tej okazji troszkę pękła jedna stópka, którą później
przykleiłam klejem do modeli plastikowych), co spowodowało także
odklejenie moherowej peruczki, ale może to i dobrze, bo włosy
zostały bardzo dokładnie umyte (choć - jak czytałam - niektórzy
twierdzą, że nie należy moczyć moheru) i - w miarę możliwości -
wyczesane. Peruka została potem przyklejona na nowo (rzecz jasna,
po ponownym zapleceniu warkoczyków i wymianie przeżartych przez
mole wstążek na nowe), ale zanim to uczyniłam, zajęłam się
"latającym" luźno w główce mechanizmem ocznym. Oczy były
w zasadzie kompletne, jedyne, czego im brakowało, to rzęsy. Na
szczęście ostatnio przypadkowo trafiłam do sklepu z chińską
"taniochą" i nabyłam tam za grosze piękne, podkręcone,
sztuczne rzęsy, które przykleiłam lalce do powiek. Mechanizm jest w
pełni sprawny i lala pięknie zamyka i otwiera oczy. Przy okazji
mycia głowy wypadł z niej jeszcze jeden dziwny element, przyklejony
wcześniej na kawałek szmatki. Nie wiem, czy to był język, czy ząbki
(mama twierdzi, że nie pamięta, by lala miała jakieś uzębienie), w
każdym razie tenże zagadkowy fragment dziwnej "masy
plastycznej" namoczył się i pokruszył. Wylądował zatem w koszu
na śmieci, a ja - kombinując w głowie metodę rekonstrukcji
przynajmniej języka - zrobiłam języczek z białej filcowej podklejki
do mebli, którą wcześniej pomalowałam czerwonym markerem. Wydaje mi
się, że wygląda dość autentycznie. Rzęsy zresztą też bardzo
efektownie się podkręcają, jednocześnie trzymając w ryzach nieco
już wyrobiony mechanizm do poruszania oczami. Kupiłam też mocną
okrągłą gumkę i - nie bez pewnych trudności - zamocowałam na nowo
nóżki. Następna kwestia - ciuchy w, wydawało się, opłakanym stanie.
Ale nie taki diabeł straszny. Sukienka miała spory ubytek materiału
z tyłu, ale wystarczyło trochę poluzować dwie tylne zakładki i
okazało się, że materiału jest aż nadto. Przy okazji przekonałam
się, że jestem dość sprawną i dokładną "krawcową ręczną",
choć nieczęsto zdarza mi się wykonywać poprawki krawieckie :).
Następnie bielizna, czyli, powiedzmy, majtki lub body. Różowawe
błyszczące tasiemki (robiące za ramiączka) odprułam z jednej strony
i przymocowałam do nich zatrzaski, by w przyszłości móc z łatwością
ściągać i zakładać ciuszek. Biała halka - szyta jak spódnice, które
widziałam na blogowych zdjęciach - nie wymagała zbyt wielu zabiegów.
Koszula również była kompletna, ale rękawy miała strasznie brudne -
wręcz żółto-szare, a nie białe. Wszystkie białe części garderoby
zostały najpierw wstępnie wyprane, potem trzy razy potraktowane
mydełkiem odplamiającym, następnie kolejne dwa razy wyprane w
płynie do prania z domieszką proszku do pieczenia (rzeczywiście -
skutecznie wybiela!). Ponadto
koszula miała chwilowo odpruty kołnierzyk z koronki i złotą lamówkę przy dekolcie, ale przyszyłam je
równiutko na nowo. Jest jeszcze fartuszek z "firanki",
który - po wybieleniu - wymagał kilku prac renowacyjnych. Na szczęście udało mi się nabyć piękną czerwoną i zdobioną kwiatkami wstążkę oraz delikatną czerwoną koronkę, którymi obszyłam podniszczoną zapaskę. Lala ma jeszcze drewniane czerwone koraliki, które nawlekłam na czerwoną wstążeczkę. Niestety, te oryginalne, "bombkowe", nie zachowały się. Tak samo jak aksamitny serdaczek i czerwone buciki. No i skarpetki. Ale o nie się specjalnie nie martwię, bo dzięki uprzejmości pewnej przemiłej lalkarki lala ma szansę otrzymać oryginalną parę. Napiszę o tym jeszcze na pewno!
Miałam pisać krótko, a wyszło tak, jak się tego spodziewałam. Ale to chyba syndrom fascynacji nowym zajęciem. Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z moją Jagodą w roli głównej (ponoć oryginalnie - według szrajerowskiego nazewnictwa lalek krakowianek - Iwonką).
 |
| Jagódka po wstępnej renowacji czeka na wybielające się części garderoby. |
 |
| Tu - już w halce i koszuli, jeszcze bez kołnierzyka. |
 |
| Na szczęście celuloidowa buzia mojej krakowianki dała się dobrze doczyścić. |
 |
| Lala - wersja letnia. |
 |
| Oryginalna bielizna. |
 |
| Sposób na swobodne ściąganie ubranka. |
 |
| Oryginalne ciuchy dość dobrze się zachowały. |
 |
| Ach, co za oczy! |
 |
| Jagoda w odplamionym kołnierzyku i nowych koralach. |
 |
| W pełnej krasie - w oczekiwaniu na skarpetki. :) |
|
|
 |
| Stare zdjęcie mamy z lalą. |
P.S. Jeszcze na koniec prośba - gdybyś ktoś z Was miał do odsprzedania jakiekolwiek brakujące części oryginalnej krakowiankowej garderoby, to będę wdzięczna za informację. Serdaczek i buciki (a także korale) szczególnie mile widziane!
Witam nową lalkową blogerkę! Będę obserwować rozwój kolekcji :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! Pozdrawiam i serdecznie zapraszam do mojej lalowej krainy! :)
UsuńŚliczna Szrajerka :) Moja ma ciemne włosy i oczy ale ten sam urok :)
OdpowiedzUsuńWitam w blogowym świecie ...mam nadzieje ze na dłużej niż wspomniane 3 dni :D Pozdrawiam serdecznie :)
Już obejrzałam Pani Helenkę. Piękna! Pozdrawiam również! :)
UsuńWitam w gronie lalkomaniaczek. Już połknęłaś bakcyla, choroba jest nieuleczalna.
OdpowiedzUsuńLekarstwa nie ma i nie ma sensu się zarzekać, że za trzy dni minie. Jagódka jest prześliczna, przypomina mi moją utraconą lalkę . Niestety nawet nie wiem czy była sygnowana, bo wtedy nie zwracałam na takie rzeczy uwagi, strój miała inny, ale majtasy takie same. Życzę wielu pięknych lalek i radości z ich zbierania.
Oj, tak, obawiam się, że jestem już zainfekowana :) Ja także życzę radości z dalszego lalkowania (przy okazji gratuluję kolekcji!) ...i żeby przynajmniej jedno z listy życzeń do Świętego Mikołaja się spełniło! Pozdrawiam!
Usuńbardzo przyjemnie podarować lalce drugie życie! warto!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, to bardzo miłe uczucie!
UsuńŚliczna! Gratuluję odnalezienia i odnowienia! Sama uwielbiam stare zabawki! Swoje z dzieciństwa w większości też rozdałam, za to teraz "na starość" odkupiłam większość ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Renowację Jagody przeprowadziłam intuicyjnie, ale teraz odnawiania lal mogę się uczyć od blogowych mistrzyń :)
UsuńBardzo ładna lalka! Jeśli mogę coś doradzić, to 1. trzymaj to zdjęcie razem z lalką 2. te krakowianki miały proste gęste rzęsy ze sztywnego moheru, podkręcone wyglądają ciekawie, ale trochę dziwnie u starej lalki :) A to imię Iwonka to chyba ktoś wymyślił, one nie miały żadnych imion (chyba że zapasy z fabryki sprzedawane w PRL-u zostały jakoś ochrzczone). Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz. Uwagi doświadczonych lalkowiczek są zawsze mile widziane :) Przyznam szczerze, że między innymi dzięki Twojemu blogowi o starych lalkach zachęciłam się do podjęcia próby renowacji Jagody.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
przepraszam, nie chciałam wyjść na starą zrzędę :D
UsuńHehe :)
UsuńU mojej mamy tez jest jeszcze moja lalka Krakowianka bo tak została nazwana. Miała piękny krakowski strój czerwone buciki, szklane koraliki . Strój niestety się nie zachował ale lalka tak.
OdpowiedzUsuńSuper! Te krakowianki to prawdziwe skarby! Szkoda, że strój się nie zachował, ale może znajdzie się dla niej jakieś nowe ubranko... Zachęcam do odświeżenia lali - to naprawdę wciąga! Pozdrawiam!
UsuńJaka ona piękna! Ja już od dawna choruję na Szrajerkę, ale jeszcze swojej nie znalazłam...Mam narazie 3 stare lale - z Sonnenberg Porzellan, Koning Und Wernickie i sygnowaną podkówką, chyba Heubach... Ale jeszcze nigdy nie pokazywałam ich na blogu, może w końcu się odważę:),
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko! świetny blog!
Dziękuję za miłe słowa! Szrajerki można czasem wyhaczyć na Allegro, ale trzeba się liczyć z niemałą ceną. Ja miałam szczęście, bo Krakowianka od lat była w mojej rodzinie :) Czekam z niecierpliwością na prezentację Twoich starych lal na blogu! Pozdrawiam!
UsuńTo i ja dołączę do grona publicznie przyznających się do marzeń o Szrajerce :-) Gratuluję takiego rodowego skarbu.
OdpowiedzUsuńDziękuję! To prawda, moja Jagódka to prawdziwy skarb! :) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńPiekna panna. Ja teraz szukam mojej pierwszej Szrajerki. Moze ktos ma do sprzedania... Swietny blog!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa. Powodzenia w poszukiwaniach! Jak będę coś wiedzieć w tym temacie, to dam znać.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Przepiękna lalka
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za tak miłe słowa! Pozdrawiam serdecznie!
Usuń