Cześć!
Mam na imię Asia. Obiecałam sobie kiedyś, że nie będę prowadziła żadnych blogów na jakiekolwiek tematy. Do niedawna uznawałam blogową formę za niepotrzebne zawracanie głowy innym ludziom, wynikające z nie do końca zrozumiałej chęci pisania o sobie i - w ten sposób - "wyrażania" siebie. Tak się składa, że na co dzień lubię dużo mówić, zatem wyrażać się potrafię na rozmaite sposoby. Bycie blogerem wydaje mi się, w gruncie rzeczy, zbędne, tym bardziej że mam w życiu ważniejsze i ciekawsze sprawy na głowie, o których absolutnie nigdy na łamach owego "periodyku" nie wspomnę. Niechże zatem przedstawię Wam mój antyblog. "Anty-", bo dalej jestem trochę "antyblogowo" nastawiona. "Anty-", bo postaram się tu bardzo mało gadać, a wszak w blogach o owo zagadanie zwykle chodzi. Wreszcie - "anty-", bo moje pisanie skończy się z pewnością na trzecim poście, a co to za blog, co nie ma kontynuacji... niniejszym życzę sobie powodzenia. :)
Zacznijmy od początku. Lalovo ab ovo. Dlaczego "Lalovo"? "Lal...", bo chcę Wam opowiedzieć, jak zakochałam się ("lov"!) w pewnej starej lalce i jakie to miało konsekwencje, a "...ovo", bo - wierząc na słowo specjalistom od łaciny - "ovo" oznacza "jajko". Jajko to powszechnie znany symbol nowego życia, a właśnie o nowe życie dane owej starej lalce tu chodzi. "Lalovo" poza tym dobrze wygląda ze względu na układ liter. :)
Proszę, rozgośćcie się i zobaczcie, co (w wielkim skrócie) mam Wam do opowiedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz