wtorek, 31 grudnia 2013

Klara - panna z dobrego domu.

Giełda staroci. Jedna z najsilniejszych pokus, ale jednocześnie jedna z najlepszych pożywek dla lalkoblogerstwa :) Na pewno dla wielu z Was targi staroci to miejsca budzące niemałe emocje. Tam instynkty lalkowicza i szperacza najpełniej się uwydatniają.

Ja takich giełd staroci mam w okolicy kilka. Jedna z nich, która odbywa się cotygodniowo, jest usytuowana niedaleko mojego domu, więc czasem udaje mi się na nią wybrać. Oto efekt moich ostatnich łowów:

Klara

Nie mogłam nie wziąć ze sobą Klary. Jej delikatny grymas na twarzy dał mi do zrozumienia, że dziewczę wcale nie ma już ochoty przebywać w towarzystwie tak pospolitym, jak pluszowe misie. Wszak w sąsiedztwie nie było żadnej porcelanowej koleżanki, z którą można by było porozmawiać o szydełkowaniu, grze na pianinie, muzyce Beethovena, czy chociażby o jeździe konnej.

Jaka wytworna panienka! :)

Klara to nie jest klasyczna piękność. Minkę ma dość poważną, a rysy jej twarzy zdradzają, że w głowie tej małej rodzą się zwykle poważniejsze problemy niż pomysł na buszowanie na podwórku czy "śmichy-chichy" w niebogłosy. Ale w moim lalkowym towarzystwie długo nie da się tak wytrzymać! Filipinka wzięła Klarę w obroty i zarządziła zabawę w przebieranki!

Rzeczywiście, w samej bieliźnie najwygodniej!

Fifi!!! Oddawaj butki, mała psotnico!

Kumple.

"Czy w takiej sukience mi do twarzy?"

"...a tak przed laty ubierały się nasze krakowskie ciotki." (oryginalna spódnica dla szrajerowskiej krakowianki zdobyta dzięki uprzejmości Sinestro).

Złotowłosa intelektualistka.

niedziela, 29 grudnia 2013

Pantofelek Kopciuszka.

Niedawno zajrzałam do mojego ulubionego secondhandu, gdzie jakiś czas temu poznałam moje dwie porcelanki - Elżbietkę i Biankę. Bianka - panna młoda w lśniącej białej sukni - najwyraźniej musiała intensywnie tańcować na swoim weselu. Przygarnęłam ją bowiem już pozbawioną jednego bucika. Pani sprzedawczyni obiecała mi, że poszuka kopciuszkowej zguby i prosiła, żebym od czasu do czasu zapytała w sklepie o lalkowy pantofelek. Przyznam szczerze, że w pewnym momencie straciłam już nadzieję na to, że bucik się odnajdzie. W końcu kto by się przejmował takim drobiazgiem... przecież  należałoby przekopać wszystkie sklepowe pudła z używanymi zabawkami i innymi klamotami. Aż tu... pewnego razu... przechodzę przez lumpeksowe wrota... patrzę... i... JEST! Pani sprzedająca znalazła bucik i odłożyła go dla mnie na półeczkę. :) 

Dlaczego zatem but zsunął się lali ze stópki i utknął w kartonie?  Bo miał pewien drobny ubytek - brakowało paseczka, który przytrzymywał obuwie. Musiał się oderwać albo w transporcie - na skutek kotłowania się w paczce z innymi zabawkami, albo wcześniej - jeszcze u zagranicznego właściciela. Inaczej natomiast wybrakowany jest bucik numer dwa - brakuje mu podeszwy. Oj, siarczyste były tańce weselne! :)

Postanowiłam odnaleziony pantofelek odrobinę zreperować. Najpierw jednak pokażę Wam, jak Bianka prezentuje się w kompletnym obuwiu. Obecnie stan jej bucików przedstawia się następująco:

Bianka znalazła pod choinką swój pantofelek.

Para butków przed reperacją wyglądała tak:


Brakujący element dosztukowałam ze starego białego paska, który przeznaczony był do wyrzucenia. Nie miałam pojęcia, że ów pasek zostanie jednak skutecznie zrecyklingowany:


Nowe zapięcie (stare było białą napą) powstało z kombinacji istniejącego już otworka w pasku oraz "zaślepki" w postaci krążka z białej filcowej podklejki do mebli. Przydała mi się przy lalkowaniu już po raz drugi (patrzcie: Szrajerka)!


Zdaję sobie sprawę, że moja drobna naprawa nie dała olśniewającego efektu - wiadomo, że buciki nie będą wyglądały identycznie. Poza tym cały czas brakuje jednej podeszwy (mam już nawet na nią parę pomysłów). Jednak w ramach materiałów, które posiadałam w domu, była to jedyna sensowna metoda renowacji. Miejmy nadzieję, że Bianka już nie zgubi butów, choćby nie wiem jak pląsała na zabawach tanecznych!


środa, 25 grudnia 2013

Filipinka "śmieszna minka".

To niesamowite, co można odkryć po wielu latach w szpargałach pochowanych w najgłębszych zakamarkach domu rodzinnego! W jednym z wcześniejszych postów pisałam, że jako nastoletnia panna pozbyłam się w jednej chwili wszystkich swoich zabawek, oddając je młodszym i bardziej potrzebującym dzieciom. Okazało się jednak, że coś się jeszcze uchowało. Z pewnością dlatego, że lala, którą chcę Wam pokazać, nie była jedną z moich ukochanych zabawek z dzieciństwa, ale stanowiła raczej element dekoracyjny pokoju dorastającego dziewczęcia. Nie pamiętam, w którym dokładnie roku ją dostałam, pewne jest jednak, że było to mniej więcej w połowie lat dziewięćdziesiątych. Filipinkę ofiarowała mi moja kochana ciocia - miłośniczka lalek (sama ma ich kilka, nawet wam tu zaraz dwie pokażę :)). Imię nadałam laleczce niedawno, bo jako eksponat "półkowy" wcześniej nie miała ona żadnej ksywki, w przeciwieństwie do pozostałych moich zabawek, którym wymyślałam zawsze bardzo oryginalne imiona! Oto moja "śmieszna minka":

Filipinka.

Z tego, co zdążyłam obejrzeć na łamach innych blogów, lalki z minkami bywają rozmaite i - powiedzmy sobie szczerze - nierzadko po prostu niezbyt ładne. "Potworkowate" i wykrzywione na wszystkie strony pyszczki jakoś nie robią na mnie specjalnie pozytywnego wrażenia (choć zdarzają się i w ramach tego gatunku ciekawe okazy). Filipinka jest inna. Jej buzia odzwierciedla doskonale jej figlarny charakterek. Zresztą zobaczcie sami, jaka to psotnica! Chciałam jej zrobić kilka zdjęć, by móc Wam ją pokazać, a ona ukryła się pod moim szalikiem i znalazłam ją tylko dzięki temu, że mrugnęła do mnie swoim błyszczącym orzechowym okiem ;)

Tylko psoty jej w głowie!

Filipinka jest filigranowa. Ma 20 cm wzrostu. Jak na laleczkę sygnowaną na pleckach "made in China" ma porządnie odlane kończyny. Rzekłabym nawet, że ma całkiem słodkie łapki i stópki. Do tego dochodzi czuprynka w dość sporym nieładzie. Mogłabym nawet ją uczesać, ale pomyślałam, że do usposobienia tej małej psotki taki rozwichrzony fryz pasuje najbardziej.

Brudna rączka mówi sama za siebie - mała znowu rozrabiała na podwórku! ;)

Fila lubi biegać i skakać. Jest zresztą całkiem wysportowana. Potrafilibyście stanąć, tak jak ona, na głowie?!

Wygibasy.

Na koniec pokażę Wam jeszcze dwie lale mojej cioci. Nie znam ich imion, ale prezentują się one na półce całkiem dostojnie! Jak to porcelanki :)

Panny z dobrego domu :)



...i jeszcze mały bożonarodzeniowy akcent. Wszystkiego dobrego świątecznego!

Wesołych Świąt!


sobota, 21 grudnia 2013

Nowa odsłona Basi.

Basia jakiś czas przebywała w lalkowym szpitaliku, by poddać się niegroźnym zabiegom ortopedycznym. Na szczęście obyło się bez komplikacji i lala wróciła do domu uśmiechnięta i zadowolona. W drodze ze szpitala odwiedziła także salon fryzjerski, gdzie zafundowała sobie regeneracyjną kurację "włosową". Doradzono jej także, jaka fryzura będzie pasować do jej urody i rodzaju włosów. Efekty jej metamorfozy przedstawiam poniżej.

Lśniące blond kitki to zasługa innowacyjnych zabiegów fryzjerskich! :)

Tak Basia stawiała pierwsze kroki po operacji.

"Czy w rozpuszczonych też mi ładnie?" ;)

Cieniutkie wstążki zamiast sznurówek przy bucikach - idealna propozycja dla małej damy!

Przyjemnie jest widzieć Basię promienną i roześmianą, prawda?

niedziela, 15 grudnia 2013

Skarpetki Jagody i inne wieści.

Co słychać u moich lal?

Zmiany, zmiany...  :)

Szrajerka dostała piękne i oryginalne skarpetki. Wszak zima idzie - trzeba dbać o stópki, by nie przemarzły! W tym miejscu należą się przeogromne podziękowania dla Sinestro, dzięki której strój Jagódki staje się coraz bardziej kompletny. Ach, gdyby tak znaleźć pod choinką serdaczek i buciki dla mojej celuloidowej ślicznoty... może kiedyś, jakimś szczęśliwym zbiegiem okoliczności, spełni się moje życzenie...

Skarpeteczki na stópeczki - hop! ...i od razu cieplej!

Elżbietka i Bianka umyły pysie i wyprały sobie sukienki, jako że do Wigilii Świąt Bożego Narodzenia zostało niewiele czasu, a przecież należałoby usiąść do wigilijnej wieczerzy w odświętnym i czystym ubranku. Elce coś nie idzie prasowanie, liczy na pomoc starszej siostry. Bianka też nie kwapi się do tego żmudnego obowiązku - jak tu prasować, kiedy w sukienkach same falbanki i koronki! 

Siostrzyczki...

...i ich czyściutkie odświętne stroje.

...a Basia? Basia czeka w lalkowym szpitaliku na małą operację. Na szczęście to nic poważnego. Rutynowy zabieg. Przy okazji może uda się także poprawić stan jej włosów. Na koniec dodam jeszcze, że rady doświadczonych lalkoblogerek bardzo się przydają. Potwierdzam - mleczko do demakijażu z Biedry skutecznie i bezpiecznie odświeża rumiane lica lalek :) :) :)

Śpiąca Basieńka.
 

sobota, 7 grudnia 2013

Basia - mała dama.

Skąd się wzięła Basia? Nie, nie zdobyłam jej na giełdzie staroci. Nie, nie wygrałam lalkowej aukcji internetowej. Nie, tym razem nie znalazłam jej na strychu. Basię dostałam od bardzo bliskiej mi osoby. A było to tak...

Po zakończeniu prac renowacyjnych z Jagodą (moją kaliską krakowianką) w roli głównej byłam z siebie taka dumna, że postanowiłam pochwalić się efektami moim dwóm mamom (dla uściślenia - pierwsza to mama-mama, czyli właścicielka Szrajerki, a druga to mama-teściowa :)). Po pokazaniu drugiej mamie zdjęć Jagódki i opowiedzeniu historii lalki teściowa obiecała mi, że dostanę pod swoją opiekę jej starodawną lalę, zresztą ponoć równie starodawną jak moja celuloidowa Jagoda.

No i mam ją! Na razie nie zdążyłam zapytać, skąd pochodzi ta ślicznotka, z jakiego kraju przybyła i w jakich okolicznościach trafiła w ręce mamy. Wiem jedynie, że musiało to nastąpić jakoś w drugiej połowie lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Mam nadzieję, że dowiem się więcej niebawem - może pomoże mi to w wytropieniu szczegółów odnośnie małej damy, którą nazwałam Basią.  

Basia - mała dama.

Basia z pewnością wymaga kilku zabiegów pielęgnacyjnych. Po pierwsze, ma brudną buzię (może ktoś z Was mógłby mi doradzić, czym najlepiej ją umyć). Po drugie, nóżki i rączki dość luźno zwisają i nie mam pojęcia, czy uda mi się je jakkolwiek naciągnąć (mocowania kończyn to grube metalowe druty zaczepione na jakiś sznurek, który znajduje się wewnątrz ciałka). Korpus lali jest wykonany z masy papierowej, zaś główka i kończyny - chyba z jakiegoś rodzaju kompozytu (pewnie także na bazie masy papierowej, choć materiał ten trochę przypomina plastik). W okolicach uszek odrobinę schodzi malatura (czy da się to jakoś odmalować?). Zachwycają za to doskonale zachowane rzęsy (lala, rzecz jasna, zamyka i otwiera oczy). Włoski mojej niebieskookiej blondynki wykonane są z moheru. Na czole zauważyć można niewielki ich ubytek; może założę lali na głowę opaskę ze wstążki... Najpoważniejszą chyba usterką jest brak lewej dłoni - musiała się odłamać i zgubić dawno temu. Nie wiem jednak, czy zdobędę się na tak daleko idącą rekonstrukcję. Wszak to wymaga nie lada umiejętności i wprawy, nie mówiąc o specjalistycznych materiałach. Może znacie jakiegoś dobrego i niedrogiego "lekarza" od lalkowych rączek?

Lala ma w sobie jeszcze jedną ciekawostkę...



...wygląda na to, że kiedyś mówiła "ma-ma" albo płakała :)

Poniżej widoczny jest fragment mocowania nóżki:




Plastikowe butki oraz skarpetki (doszczętnie przeżarte przez mole i nadające się jedynie do wyrzucenia) są raczej oryginalne. Nie wiem, jak rzecz się ma z sukienką. Bielizna Basi wygląda na uszytą nieco później przez któregoś z domowników (ręczna robótka z resztek materiału).



Basia marzy o balu pod gwiazdami... i o zdrowej rączce.


Poobiednia "kimka" :)

Na koniec jeszcze dodam, że na razie nie udało mi się znaleźć na ciałku Basi żadnej sygnatury. Mam natomiast wrażenie, że buzia lalki jest bardzo podobna do niektórych twarzyczek z firmy Arranbee, o której ostatnio czytałam w internecie. Ponadto zgłębienie tematu lalkowego w sieci pozwalało mi sądzić przez moment, że lala jest produkcji niemieckiej, a ściślej - firmy Gura. Na jednej ze stron znalazłam lalkę, która ma bardzo podobny kształt głowy, takie same jak u Basi brwi i sposób przeszycia włosów. Najistotniejszym jednak tropem miały być skarpetki. Na zdjęciu niemieckiej lali widać, że materiał, z którego są wykonane, jest identyczny jak ten, z którego są uszyte skarpetki mojej małej damy. Teraz jednak skłaniam się ku hipotezie, że lala pochodzi z Francji. Po pierwsze - to by pasowało do historii rodziny, po drugie - na Allegro znalazłam bardzo podobną starą lalkę, rzekomo francuską. Ma bardzo podobne skarpetki i butki do mojej Basi, znajomo wyglądającą twarzyczkę z malaturą zbieżną do basinej, kształt stópek i rączek - niemal identyczny! Tak, moja Basia z dużym prawdopodobieństwem jest Francuzką z urodzenia! :) 

O postępach w sprawie renowacji Basi z pewnością będę Was jeszcze informować. Wszelkie porady i uwagi doświadczonych lalkoblogerów/-ek mile widziane!


Pora na kąpiel, moja panno :)

środa, 4 grudnia 2013

Dziewczyny z secondhandu.

No i stało się. Miało być zupełnie inaczej. Miałam kupić sobie tylko wiosenną kurteczkę na przyszły sezon. Ale nie mogłam się oprzeć. Wiem, że te dwie lale nie są starożytne (ani antique, ani vintage, ani nawet old), tylko współczesne i raczej niespecjalnie wiele warte. Ale zrobiło mi się ich żal, gdy tak zerkały na mnie z zakurzonego lumpeksowego pudła, przygniecione innymi szpargałami. A że były w śmiesznej cenie, no to STAŁO SIĘ. Na razie pomieszkają chwilę u mnie, może krótszą, może dłuższą, a potem się zobaczy... może któraś z Was będzie zainteresowana... :) :) :)

Elżbietka i Bianka.


Przedstawiam Wam Elżbietkę i jej starszą siostrę - Biankę. Młodsza dostała imię na cześć angielskiej królowej, a starsza... bo tak nazywała się moja suknia ślubna. Nie znam się na lalach porcelanowych, ale udało mi się pozyskać pewne informacje z sieci. Na zdjęciach jednej z aukcji internetowych widziałam porcelankę o identycznej buzi, jak buzia Elżbietki. Jest to lala z serii "The Wimbledon Collection". Jak głosi tekst na pudełku uwiecznionym na jednym ze zdjęć, jest to seria, której założeniem jest wysoka jakość produktu, ale jednocześnie przystępna cena (podejrzewam, że cena mojego zakupu w sklepie z używaną odzieżą była jeszcze bardziej przystępna :)). Zarówno lala z aukcji, jak i moja zdobycz (na lewym buciku) są podpisane "made in Taiwan". Czyli to na pewno rodzina.

Elżbietka.


Bianka chyba nie ma żadnej sygnatury, nie ma też - w przeciwieństwie do Eli - lalkowego stojaka. Ma za to piękną suknię ślubną i welon, a także buciki... właściwie na razie jest trochę kopciuszkiem, bo drugi bucik utknął gdzieś w lumpeksowych pudłach, ale liczę, że kiedyś jeszcze się znajdzie. Trzymam za słowo panią sprzedawczynię. Nie wiem nic o historii Bianki, wiem jednak, że wypadałoby jej i jej siostrze wyprać sukienki. :) 

Bianka.

Długowłose piękności.



wtorek, 3 grudnia 2013

Muzeum Zabawek i Bajek w Toruniu.

Tak się złożyło, że w połowie listopada spędziłam dwa dni w Toruniu. Szczęśliwym trafem kilka dni przed wyjazdem przeczytałam na jednym z blogów, że właśnie w tym mieście od niedawna działa Muzeum Zabawek i Bajek, mieszczące się przy ulicy Bydgoskiej 40. Pierwszego dnia pobytu w Toruniu miałam akurat wolne popołudnie i postanowiłam je spędzić we wspomnianym muzeum. Trafić do niego nietrudno - położone jest w wygodnej lokalizacji, niedaleko toruńskiego Rynku. Ja dotarłam tam przed godziną szesnastą, więc powoli robiło się już ciemno. Drzwi pięknej ogromnej starej willi otworzyła mi przemiła starsza Pani (jak się później okazało - mama właścicielki muzeum), z którą spędziłam na rozmowie niezwykle cenne dziewięćdziesiąt minut, albowiem akurat w tym czasie poza mną nie było w muzeum nikogo zwiedzającego. Pani tak ciekawie opowiadała o wszystkich eksponatach, że chciało się tam siedzieć cały wieczór! Niektóre okazy były naprawdę fascynujące. Ja oczywiście wypatrywałam gablotki z lalkami celuloidowymi ze słynnej fabryki Adama Szrajera. Było kilka pięknych "kaliszanek". Nie będę już więcej opowiadać, bo to trzeba przeżyć osobiście! Zresztą zobaczcie sami:

Muzeum Zabawek i Bajek - sala główna.
Ta z lewej to podobno Kestner, a ta z prawej - Schildkröt.


 





Za wzór do stworzenia tej lali posłużyła uroda słynnej księżniczki Sissi.

Polska Szirlejka.
Dobre, bo polskie! Szrajerki.
Inne polskie lalki celuloidowe.
Zagraniczna piękność.
Znacie tę pannę? ;)
Pierwsza lalka Barbie.